Mazowiecki Marcin 564 Opublikowano 11 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 11 Czerwca 2016 No właśnie.. Cierpię. Ciekawe dlaczego? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Za bardzo się przejmuję innymi. Czasem powinienem się chyba skupić na sobie i docenić życie. Chociaż trochę, bo patrząc na mnie można pomyśleć że za nic nie mam do niego szacunku. Co ja bym dał żeby wróciły dawne czasy, kiedy cała ekipa trzymała się razem. Teraz wszyscy dziewczyny i pozapominali jeden o drugim. Swojej kobiety nigdy nie przedkładałem nad kumpli. Tak było w teorii. W praktyce robiłem jak wszyscy znajomi. Tak to jest, mówi się mówi, a w praktyce jest co innego. Chciałbym zwiedzać, nie chcę ciągle siedzieć i czekać w miejscu. Powinienem zwiedzać świat i cieszyć się życiem, a nie już w tak młodym wieku harować do końca życia za najniższą krajową. No może nie najniższą bez przesady, ale założę się że wiecie o co chodzi. Błędy. Każdy je w życiu popełnia, ale to nie znaczy że jesteśmy źli czy coś w tym stylu. Po prostu zdarzają się różne potknięcia i nic na to nie poradzimy. Najważniejsze jest podnieść się po upadku. Trzeba walczyć, bez walki nie ma sensu iść dalej. Powinniśmy odkrywać swoje słabości i je eliminować jednak trzeba pamiętać, że nikt nie jest idealny i nie wolno nam się z nikim porównywać. Takie jest moje skromne zdanie na ten temat. Marzy mi się Bmw E34, ale z taką robotą to z cztery lata bym musiał odkładać i to połowa kwoty będzie, bo gdzie robocizna, jakieś fajne głośniki + wymiana komponentów, do tego przyciemniane szyby. Odkąd wsiadłem do samochodu po raz pierwszy, poczułem że to miłość. Sprzęgło jedynka, gaz i ogień. Uwielbiam jeździć wieczorami, ale przez pracę ostatnio nie mam czasu. Bez prawa jazdy jeszcze, na przypale albo wcale. To jest cudowne, noc a do tego Twoja ulubiona piosenka i odpływasz, 100, 120, 140, 160. Nie mogę przesadzać, chcę pożyć mam swoje pasje i cele do których dążę. No i oczywiście są ludzie na których mi zależy. Zależy i to bardzo, zawsze starałem się być jak najlepszym dla tych co darzą mnie szacunkiem i w ogóle mnie lubią. Nigdy nie oceniamy książki po okładce. Dzięki temu mam wieloletnie przyjaźnie. Kocham Bass, jak to pięknie gra. Nie obchodzi mnie czy lubicie. Nie obchodzi mnie czy kochacie. Ważne że ja lubię i kocham. Jak to wszystko jest skonstruowane, każda jedna część musi współgrać ze sobą żeby razem dać coś z siebie. Wystarczy jeden drobny mankament jednej z nich i cała konstrukcja się rozsypuje. Chłodna noc. Bardzo chłodna, a przecież jest lato. W dzień ogromne ulewy, gradobicia i pioruny, nocą zaś przenikliwy chłód. Jeśli już chłód wspominać, nawet nie chcę myśleć o zimie. Paradoks, gdy latem myślimy o zimie, a zimą o lecie z prośbą do nie wiadomo kogo, aby ten mróz skończył się jak najszybciej. I na odwrót jest z upałem. Dzisiaj twórca tej gry mnie zaskoczył i specjalnie dla mnie stworzył mniej ludzi do autobusu na dziś. Jechać do pracy luźniejszym autobusem, jak miło. A co ja się cieszę, przecież to piątek więc trzeba słoiki uzupełnić... Zawsze gdy spotyka mnie coś miłego no niestety nie dzieje się to ot tak szczęśliwym trafem. Wszystko jest zaplanowane, ukartowane z góry. Nie ma nic za darmo. W zamian otrzymałem płytki sen i chyba nic więcej. Sen. Chciałbym spać. Śnić o miejscach do których nie mogę się dostać w rzeczywistości. Latać i spadać. Biec i uciekać w miejscu. Prowadzić samochód. Po prostu odpoczywać. Myśleć o tym o czym nie mam czasu myśleć w dzień gdy pracuję. Odpoczynek. Jasna zieleń trawy, spokojne błękitne niebo. Nie za gorąco nie za zimno. Wszechobecna cisza. Odpływam... Ludzie których zraniłem, przepraszam Was. Czasem bywa tak że w na wierzch różne nieporozumienia ale to nie znaczy, że to Wasza wina. Przeważnie niestety jest to moja wina, bo mam swój czas w którym zamykam się w sobie i nie chcę nikogo widzieć. Sam tego nie rozumiem. Może ja tak ładuję energię? Więcej pytań niż odpowiedzi. Więcej pytań niż odpowiedzi. Piszę książkę by zajrzeć w głąb siebie i gdy tak zaglądam, to nie chcę już iść dalej, bo... Bo chyba nie potrafię, czasami to dla mnie za wiele dzielić się kolejnym wspomnieniem, kiedy nic nie jest proste i wszystko się wali. Można pomyśleć, że tylko bym chciał narzekać, że przecież są jakieś plusy naszego istnienia. Oczywiście że są. Jednak choćbyś pokazał/a mi gdzie to i tak jest to dla mnie nieosiągalne, bo wszystko jest tak zaprogramowane żebym tego szczęścia praktycznie nie dostał. Ciekawe ile to jeszcze tak potrwa. Droga przez cierpienie ma człowieka oczyszczać, pokazać po co naprawdę istniejemy, pokazać na ile możemy sprostać wyzwaniom tego świata. Nie dostajemy życia z samym pasmem sukcesów, bo czym będziemy się cieszyć po śmierci? A ja wiem że jakaś nagroda na mnie czeka. Mimo wszystko, mimo tego złego którym się posługiwałem. Wiem że jest ktoś kto jednak rejestruje moje dobre rzeczy i chce mnie uszczęśliwić. Czeka tylko całe moje życie sprawdzając mnie dokładnie czy na pewno tego chcę. To jedna z teorii której się trzymam i dlatego się nie poddaje. Twoim zdaniem ta teoria może być fałszywa. Z drugiej strony Twoja opinia również. Wszechstronnie uzdolniony patriota o wielkim sercu. Kiedy to było? Z sentymentem wspominam swoje wypowiedzi, gdy raczkując zachwycałem się pisaniem o tym co mnie boli. Boże jaki ja kiedyś byłem głupi. Chciałem palić. Na siłę chciałem jarać, kopcić, fajczyć, dymić, czy nie wiadomo jeszcze jakie są określenia. Szlugi po 13, potem stwierdziłem że nie przeszkadza mi palenie samoróbek po szóstaku. Wielki dorosły się znalazł. Próbowałem wszystkiego. Niepotrzebnie. Młody to i głupi. Typowa wypowiedź z tamtych czasów: "Załóżmy sobie jest grudzień pada śnieg, zamuła i nie chce się iść do szkoły. Wstajesz o tej 6:30 (przykładowo ja) i już wiesz, że dzień będzie kiepski. Za oknem śnieg,pochmurno i nie masz ochoty na nic. Ale czule żegnam mamę, a gdy zamykają się drzwi domu wkładam słuchawki a następnie wybieram jakiś skoczny kawałek i tak schodząc po schodach, szukam szukam i znajduję. Słuchawki założone więc otwieram drzwi na zewnątrz i wciskam play. Następnie zapominam o wszystkim i mimo błota idę do szkoły (znika wtedy złość i smutek, jest cool)" W sumie to nic się nie zmieniło, tyle że mamy już nie chcę budzić o tej piątej, słuchawki trochę inne i wychodzę do pracy zamiast szkoły. Czym się różni szkoła od pracy? Praktycznie niczym. I tu i tu się uczysz nowości ale za to drugie Ci płacą. Lata w szkole uważam praktycznie za zmarnowane, niczego mega ciekawego się nie nauczyłem. U nauczycielki od historii siedziałem na sprawdzianie z otwartym podręcznikiem na sprawdzianie i spisywałem na pierwszej ławce. Mogłem przy okazji patrzeć jej w oczy, albo jeszcze nie. Bo się zakocha i potem jej nie sprostam. Uwielbiałem język rosyjski. Ale to jakaś parodia jak dla mnie. Czytałem i pisałem jakbym urodził się w Moskwie, więc nie dostawałem praktycznie szansy się odzywać bo trzeba było pracować z ludźmi którzy dopiero składali litery do kupy. I tak wygląda czytanie. Czyta, czyta STOP. Zacinka, pyta się nauczycielki co to za literka i jedzie dalej. Boże. Widzisz i nie grzmisz. I tak czekasz na dukanie, czekasz, a potem twierdzi że nie będzie czytał bo to jest za trudne. Parodia. Wf też niczego sobie, macie piłkę i grajcie sobie. Skaczemy przez kozła? Jasne, ale może niech siedemdziesięcioletnia nauczycielka zademonstruje tę technikę, o ile się nie rozsypie. Jednak jakieś plusy wfów były. Kiedy była zima nie było innej opcji na sali jak ping pong. I tak sześć lat w ping ponga dudniłem aż nauczyłem się grać bardzo dobrze. Raz nawet i na turnieju byłem, ale w jakiej dziedzinie dobrze mi nie idzie, gdy zobaczę na mistrzów typu chińczycy i od razu odechciewa się grać. Chemia i matematyka, nigdy was nienawidziłem i nie pozdrawiam. Na chemii czytałem książkę wypożyczoną na przerwie z biblioteki, na matematyce rysowałem pistolety, herby drużyn i tagowałem. Kartkówki, same gały i dwóje. Sprawdziany - gały i gały. Odpowiedź przy tablicy, czarna magia, pamiętam jak się każdy śmiał, że czegoś tak prostego nie umiem. Żebyś ty k***a był taki mądry jak rozprawkę pisałeś z polskiego. Bo ja byłem, jak widać kochałem pisać i historie jakie tworzyłem i argumenty jakie podawałem biły na głowę cwaniaczków ze ścisłymi umysłami i pinglami z denkami od butelek soków Dr Witta. Jedziemy dalej, przedmiot biologia. Oj to były różne akcje. Mieliśmy w klasie geja ale się wyniósł. Nigdy go nie lubiłem. Kiedy na lekcji ktoś się zapytał gdzie on jest, krzyknąłem - A chuj mu w dupe, dobrze że go nie ma. Zapomniałem się że to nie swobodna lekcja matematyki na której można było przeklinać. Pomyślicie co za patola w tej szkole ale tak właśnie było. I pozdrawiam moją nauczycielkę od matematyki, bo była jak Syzyf co wtaczał kamień pod górę próbując mnie nauczyć matematyki. Biedna pani. No więc że pani od biologii mnie znosiła, bo zawsze byłem dla niej miły i się nie wychylałem darowała mi kiedy usilnie mówiłem że to "fatalne przejęzyczenie". Język angielski to dla niektórych czarna magia. Była w mojej klasie osoba, której wbicie jakiegokolwiek języka obcego do głowy to niesamowita sztuka o której słyszeli najstarsi górale. Kiedyś nie dosłyszał od pani imienia potrzebnego do zdania. I jak w zdaniu było Mick is very big, tak razem z kumplami podaliśmy mu wersję DICK is very big. Naprawdę myśleliśmy że się w porę połapie. Kiedy nauczycielka skończyła sprawdzać pewne rzeczy w podręczniku i spojrzała na tablicę, zaczęła zwilżać swoje wargi językiem. Żartowałem zboczuchy! Roześmiała się i kazała mu zetrzeć, poprawić i usiąść. Jak sobie pomyślę, że ona sobie może zwilżać wargi, to mi się cofa obiad sprzed komunii. Jakie tam jeszcze przedmioty były w tej szkole. Hmm, a tak podstawy przedsiębiorczości. Straciłem masę godzin i nic dalej do tej pory nie rozumiem poza analizą SWOT. Jednak byłem bardzo przedsiębiorczy. Praca domowa szła po 30gr i biznes się kręcił. Ni huhu! Nigdy bym nie zażądał za pracę domową pieniędzy. Ani za zadanie na sprawdzianie. Jak to kiedyś powiedziała moja koleżanka Kasia: -Marcina to szanuję, bo ten mimo iż nic z tej matematyki nie wie, ale miałby jedno zadanie dobrze na trzydzieści to i tak by Ci podał odpowiedź, mimo że nie wie czy jest dobra czy zła. Taki byłem. Choćbyś wdepnął w największe gówno, zawsze starałbym się Ciebie z niego wyciągnąć nie patrząc na konsekwencje swoich czynów. Godzina 2:02 Pozdrawiam wciąż żyjącą muchę którą chciałem zabić od godziny 10:00 rano. Pozdrawiam ludzi, którzy właśnie teraz śpią i mają piękny weekend. Pozdrawiam siebie, bo pięć złotych które trzymam w kieszeni wydam na piwo, a potem gdy wrócę do domu padnę jak mucha, którą staram się ubić od godziny 10:00 rano. Schodzisz z nocy, pracujesz 24 h. Następnie kładziesz się spać na jakieś sześć godzin, by wrócić do pracy na godzinę 19:00. O mój człowieczku jak ja to życie kocham. Miasto śpi. Z bólem serca wspominam sytuację ze środy, kiedy to włożyłem piwo do plecaka a następnie trąciłem plecak przez przypadek łokciem. Spadł z wysokości. Kiedy usłyszałem charakterystyczne "ssssss" wiedziałem że się stłukł, rozlał i w ogóle wiedziałem. Helena! Mam zawał! No nic. Wysuszyłem plecak, wysuszyłem spodenki, kanapki i resztę rzeczy. Cud że nie zalało pożyczonych od kumpla z roboty książek. Tego bym sobie nie darował. Weź tu wracaj rano autobusem. Pomyślą anonimowy alkoholik. No bo z jednej strony pachniesz ładniusi perfumami, włosy dobrze ułożone, strój też niczego sobie a plecak wali gorzelnią na kilometr. Losu przeciwności, przeciwności losu, same magiczne i ciekawe sytuacje. Chce mi się pić. Jestem taki oszczędny i umiejętny w oszczędzaniu że nie mam pytań. Dasz mi coś do picia, a ja rzucę się na to jakbym dwa tygodnie wody nie widział na oczy idąc pustynią typowo jak polski turysta w sandałach i skarpetach i torbą biedronki w ciapki. Do godziny 19:00 miałem karotkę z witaminkami i w ogóle. Co z tego że 4.49PLN debilu, co z tego że to tylko litr i miałbyś tyle wody że nie mógłbyś udźwignąć. Ty tam dojrzałeś Witaminki! A! B! Marcheweczki i banany, jabłka i węglowodany. Energię! Moc! No po prostu odżyjesz już po jednym łyku. Jezu.. Dlaczego ja? No nic zrobiłem sobie herbaty, po której się jeszcze chce bardziej pić. Logika. Herbata się skończyła jest 02:15 i muszę wytrwać do szóstej rano bo otwierają żabkę i chyba kupię wszelakie zapasy wody, piwa czy pitnego jogurtu. Sahara i tyle, jakbym miał kaca giganta nie pijąc. Trzeba jakoś przetrwać. Trzeba trzeba i już. Jak przetrwam tę noc, to będę komandosem. Do historii S.T.A.L.K.E.R.A. będę wracał. Chcę by każdy znalazł tutaj coś dla siebie. Więc zgrabnie przeplatam moje przeżycia z historią Wilka i Ljubki. Wszystko co zapisuję, jest związane ze snami, osobistymi doświadczeniami i przygodami. Autentyczność pełną gębą. Uważam że to dobrze. Wolę opisać historię niż jak w książkach fantasy które czytałem, czytać cztery strony na temat lokacji w której przebywam, albo budynku znaczy się. 2082 słowa jak na razie i jadę z tym dalej. Mówiłem już że chce mi się spać? Nie mówiłem, pisałem (aj taki suchar z soboty). 02:24, niebawem będę wrzucał publikację tego.. czegoś. No nie wiem dzieła, opowieści, części biografii, rozdziału. Zamierzam przespać cały jutrzejszy dzień. No dobra do szesnastej i basta, bo autobus na 17:56. Jedno jest pewne, zamierzam zwiedzić polskie i zagraniczne miasta widma. Zbieram pieniążki na ekwipunek i inne gadżety. Ba, może będę nagrywał swoje wyprawy, a może kupię drona za 6 000PLN. Nie no na tego drona to też oszczędzać bym musiał do emerytury <śmiech>. Fajnie jest czasem wyruszyć do lasu, czy gdziekolwiek coś odkryć. Ja załapałem bakcyla na opuszczone lokacje. Jest klimat? Jest. Adrenalina? Również, nigdy nie wiesz czy to coś w środku to lis, czy dzik, czy typowy seba odurzający się ziółkiem. A potem opowiada taki, że widział kosmitów, bo światło mieli na głowach, a to tylko latarka. No cóż.. Będę zwiedzał Europę, poznawał nowe kultury, nowych ludzi. Będzie niesamowicie, kto wie, może będę opisywał swoje wyprawy tu na wattpad? Zawsze to jakaś miła odskocznia od życia codziennego. Trzeba mieć pasje i się rozwijać. Rozwój osobisty zawsze stawiałem dosyć wysoko. Z pisaniem zacząłem od niedawna. Często bywało, że wiele chciałem powiedzieć na dany temat ale zapominałem. A tutaj to mogę ładnie opisać. I jestem z siebie dumny. Chyba po raz dwudziesty w życiu. Jakbym był dumny z siebie co rok normalnie od urodzenia. Nie tylko mama się zastanawiała co ze mnie wyrośnie. Ja też. Osiem latek dopiero a już przykazane trzymać rączki na kołdrze. Od małego na całego haha. Niedobrota ze mnie. Szkoda strzępić ryja, jak to powiedział jeden polski celebryta. Muszę podładować telefon bo 0% ma także zawijam się stąd. Dziękuję za uwagę i spodziewajcie się następnych częsci. 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rias Gremory 2 600 Opublikowano 11 Czerwca 2016 Udostępnij Opublikowano 11 Czerwca 2016 I powiem, że moim zdaniem jest to idealne zakończenie; no nie wiem - wstępu? Składając do kupy te siedem rozdziałów, jak dla mnie wychodzi idealny wstęp do czegoś większego, bardziej rozbudowanego, podzielonego na część o Wilku i Ljubce, o snach, o codzienności. Szczerze widzę w tym coś większego. Coś, fmm, serię? Niee, to nie to. Widzę coś, co połączy te 3 równoległe światy w jedność. Rozmyślając nad tym wszystkim, przypomniał mi się film "Atlas chmur", który opowiadał historię podzieloną na 3 epoki i różnych bohaterów. Nie chodzi o fabułę, chodzi o prezentację. Uważam, że z tego co piszesz, może powstać naprawdę wspaniała rzecz. Ponadto, ta książka, te historie, to co tworzysz jest niesamowite. 3 równolegle dziejące się wątki, każdy opowiadany z pierwszej osoby, z niewiarygodnym, przekonującym biegiem wydarzeń. Uwielbiam to czytać. 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi