Skocz do zawartości

Recenzja filmu "Coś" 1982


Ilonez

Rekomendowane odpowiedzi

7535946.3.jpg

 

 

 

 

 

W tej recenzji zajmę się horrorem Johna Carpentera pt. „Coś” (na podstawie opowiadania Johna W. Campbell Jr. "Who Goes There?"), który miał swoją premierę 25 czerwca 1982 roku. Dlaczego akurat nim chcę się zająć? Data premiery „Cosia” zbiegła się niestety z premierą  „E.T.”, przez co tytuł godny uwagi został przyćmiony i mniej rozpoznawalny, co z kolei doprowadziło do niskich przychodów i braku kolejnych części (pomijając prequel z 2011 roku).

 

 

 

 

 

Akcja filmu rozgrywa się na mroźnej Antarktydzie, w stacji badawczej. Nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły, żeby nie zdradzać za wiele fabuły. Do grupy badaczy przyłącza się zguba – pies rasy Husky. Niepozornie wkupił się w łaski swoich nowych właścicieli. Nie od razu, ale szybko orientują się, że coś jest z nim nie tak. „Coś” ujawnia się w dość drastycznej formie. Udaje się im go, a przynajmniej tak im się wydaje, powstrzymać. Zamęt wprowadza informacja, że wśród nich może być osoba zarażona, szczególnie ta, która miała najwięcej kontaktu z psem. Istota ma zdolność sklonowania każdej żywej formy organizmu. I w tym momencie muszę wspomnieć o muzyce skomponowanej przez Ennio Morricone. Nastrój jaki wprowadza jest nie do opisania. Muzyka wprost stworzona do tego typu scen (urywek z niej postaram się umieścić pod recenzją). Napięcie jakie budzi to, że dosłownie nikomu nie można ufać. Przerażającym faktem jest to, że gdy ta istota się wydostanie poza kontynent Antarktydy, w bardzo szybkim tempie zarazi cały świat. Ciekawą kwestią jest to, że każda, nawet najmniejsza część ciała „cosia” żyje. Okazuje się, że ogień zmusza go do „reakcji”. Nawet pobudzona krew żyje „własnym życiem”. W ten sposób zaczęto sprawdzać kto jest tak naprawdę człowiekiem. Efekty specjalnie są niesamowite, a jednocześnie tak mocno obrzydliwe. Mimo, że film powstał ponad 30 lat temu, efekty są  lepsze niż w niejednej współczesnej produkcji. Dodam, że moją ulubioną sceną jest ta z reanimacją. Nic więcej nie wspomnę ;). Do gry aktorskiej nie mam zarzutów. Szczególnie Kurta Rusella chciałabym wyróżnić. Moim zdaniem świetnie poradził sobie z byciem pierwszoplanowym bohaterem, co nie było lada wyzwaniem. Po obejrzeniu całości, aż prosi się, żeby było więcej. Jako ciekawostkę dodam, że w filmie nie użyto ani razu stwierdzenia „kosmita” oraz, że nie ma tu przydzielonej żadnej roli kobiecej, poza głosem komputera.

 

 

 

 

 

Ogromnie żałuję, że „E.T.” przyćmił „Coś”. Planowano więcej części, ale nie osiągnięto przychodów takich jakich się spodziewano. Moja ocena dla filmu to mocne 5/5. Film mnie po prostu urzeka. Oglądałam go już naprawdę niezliczoną ilość razy. Gorąco polecam na długie wieczory. 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Tymbarkowa x3
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony zgadzasz się na Polityka prywatności