Skocz do zawartości

Rozdział Szósty - 333


Mazowiecki Marcin

Rekomendowane odpowiedzi



Przemierzam korytarze elektrowni w poszukiwaniu sam nie wiem czego. Wydaje się że miejsce jest puste, jednak stale czuć czyjąś
obecnośc. Idąc wzdłuż jednego z wielu, zaglądam do pomieszczenia po lewej stronie. Sterta śmieci, jakieś zapiski które leżą na podłodze. Wychodzę
i przemieszczam się dalej usiłując znaleźć jakieś wyjście. Udało się. Przed głównym budynkiem czekał na mnie samochód. Zaglądam
do środka, pusto. Skąd się tu wziął? Jeszcze chwilę temu go tu nie było. Sprawdzam zamek, otwarte. Kluczyki w stacyjce, dziwna
sprawa. Pytań więcej niż odpowiedzi. Zmierzam do Prypeci, tam dowiem się więcej. Wjeżdżam do miasta opuszczonymi ulicami.
Natura odzyskuje to miejsce. Drzewa rosną praktycznie w każdym zakątku tego miasta. I ta cisza. Niesamowicie przenikająca wszystko
cisza. Na lewo bloki, po prawej stronie również bloki. Zniszczone okiennice ziejące pustką. Kiedyś miasto szczęścia, zabaw dzieci, dziś
Miasto Duchów. Przeładowuję Kałashnikova i wchodzę do szkoły. Podłoga skrzypi dużo głośniej niż bym chciał. Nigdy nie wiadomo
co może kryć się na korytarzach nie wspominając o piwnicach i salach lekcyjnych. Dobrze, że włożyłem maskę przeciwgazową. 
Stąpając po starej spróchniałej podłodze nieświadomie sprawiam że kurz unosi się w górę, razem z kurzem cząsteczki radioaktywne.
Zaglądam do jednej z klas, spoglądam na porozwalane ławki i tablicę leżącą na podłodze. Dokoła leżą książki, podnoszę jedną z nich
i spoglądam z sentymentem do czasów swojej nauki. Nagle, usłyszałem walenie jakby do drzwi i płacz dziecka z wołaniem o pomoc.
To chyba niemożliwe, czy ja mam omamy? Tu nikogo nie ma. Martwica. Wszystko co tu jest musi być martwe, a ja wyraźnie słyszę
płacz dziecka. Co ma być to będzie. Biegnę co sił po schodach na piętro wyżej. Korytarz czysty. Biegnę na sam jego koniec
i ustawiam się pod ostatnie drzwi po prawej stronie. Pracownia chemiczna. Nigdy nie lubiłem chemii. Z sali wolałem wychodzić niż
do niej wchodzić, ale tu nie ma czasu do stracenia. Słychać jęki i szuranie po podłodze. Zombie. Upewniam się, że broń jest 
załadowana i wchodzę z drzwiami. Są po drugiej stronie sali. Dobijają się do pomieszczenia gospodarczego z którego dochodzi płacz.
Kiedy cała czwórka mnie zauważa, postanawia mnie zaatakować. Pierwszy, który znajdował się najbliżej drzwi dostał kulę w łeb 
zanim zorientował się o co chodzi. Na ścianie rozbryzgła się jego głowa i resztki mózgu który kiedyś posiadał. Drugi również miał 
mniej szczęścia. W jego kierunku również poleciała kula. Strzelam oszczędnie, nie marnuję amunicji, bo przyda się na później. Trzeci 
z czwartym usiłują mnie zajść po bokach. Nie pier***ę się z nimi w tańcu i likwiduję ich równie szybko co pierwszych. Zmierzam do 
pomieszczenia w końcu sali z którego dochodziło łkanie. Naciskam na klamkę i czuję opór.
 
- Proszę otwórz drzwi, już po wszystkim, nie musisz się bać.
- Na pewno? z pomieszczenia słychać cichy głos dziecka
- Tak, chodź już. Wychodzimy stąd.
- Dobrze.
 
Moim oczom ukazała się dziewczynka, wiek na oko siedmiu lat. Miała na sobie podartą koszulkę i dziurę w jeansach na kolanie.
Przestraszona, buzia od brudu prawie aż czarna, na dodatek rozmazana od łez. Pewnie głodna, co ona tu w ogóle robi?
To nie miejsce dla niej.
 
- Co ty tu robisz? Gdzie są twoi rodzice?
- Nie żyją, dopadli ich na dziedzińcu, ja ja starałam się uciec i ukryłam się tutaj, a oni biegli za mną i nie przestawali mnie gonić.
- Rozumiem, bardzo mi przykro. Jesteś głodna?
- Od dwóch dni nic nie jedliśmy. Mama mówiła że niebawem dotrzemy na miejsce i znajdziemy coś do jedzenia.
- Chodź ze mną, zabiorę Cię stąd. Daj rękę.
- Dobrze
- Jak ty w ogóle masz na imię? Zapytałem.
- Ljubka a Ty?
- Wilk, nie ma czasu na rozmowę w tym miejscu. Pogadamy po drodze, ruszajmy. Trzymaj się blisko mnie. Rozkazałem.
 
Dalsza droga przebiegała w miarę sprawnie, a wyglądało to mniej więcej tak. Dziewczynka trzymająca małego misia idzie przez
opuszczony teren szkoły ze stalkerem, który nie umie sam sobą się zaopiekować a co dopiero małą bezbronną dziewczynką.
Musiałem jej zapewnić maksymalne bezpieczeństwo więc uważnie się rozglądałem celując glockiem w podejrzanie niebezpieczne
miejsca. Przenikliwe zimno wypełniało wszystkie pomieszczenia a wiatr huczał w całym budynku. Zmierzch zbliżał się nieubłaganie.
Musieliśmy znaleźć jak najszybciej schronienie i względnie bezpieczne miejsce na noc. Z naciskiem na względnie. W Zonie nic 
nie jest bezpieczne, zawsze trzeba mieć się na baczności.
Po półgodzinnym marszu znalazłem odpowiedni budynek. Hmm, opuszczona pralnia powinna się nadać.
- Tutaj! Powiedziałem.
Uchyliłem ogromne drzwi i weszliśmy do środka. Włączyłem latarkę. Snop światła oświetlił prawie całe pomieszczenie. 
- Uważaj, sprawdzę czy jest bezpiecznie, trzymaj się tuż za mną.
Wyjąłem automat i ruszyłem do sprawdzania pomieszczeń. 
Wszędzie czysto. Okna na szczęście wstawiano od drugiej strony budynku, więc ochrona przed zimnem nieznacznie wzrosła.
Mała była głodna, przemęczona, na dodatek trzęsła się z zimna.
Pospiesznie zacząłem wyjmować książki, które udało mi się zabrać ze sobą ze szkoły.
Podpalone zapalniczką benzynową stronice szybko zajęły się ogniem dając przyjemnie bijące ciepło.
To nie wystarczy. Maksymalnie godzina, dwie i będzie po opale. Z pleców zdejmuję topór i udaję się w kierunku starych zniszczonych
drzwi. Udało się je porąbać, młoda patrzyła z zaciekawieniem.
 
- Mogę dorzucać? zapytała niepewnie.
- Jasne, tylko nie wszystko na raz Ljubka.
- Oj dobrze już dobrze, spokojnie, oburzyła się złośnica.
 
Spoglądam do plecaka na to ile jedzenia mi zostało. Pół bochenka chleba i konserwa. Bardzo optymistycznie.
Tego dnia nie będę jadł, są wyższe priorytety.
Kosą otworzyłem konserwę, ukroiłem pajdę chleba.
- Proszę, musisz być bardzo głodna.
- A ty? zaniepokoiła się
- Dziś nie jem, no już już szybciutko. Wcinaj
- Nie zjem dopóki nie weźmiesz chociaż gryza. Co za charakter drzemie w tak młodej dziewczynce!
Niechętnie wziąłem kawałek chleba, ot tak na odczepnego. Ona zaś jadła aż jej się uszy trzęsły.
- Napij się wody, tylko powoli. Nie zakrztuś się Ljubka.
Piła jak człowiek, który szedł przez tydzień pustynią i napotkał studnię z wodą.
- Dziękuję, otarła ręką buzię i wtuliła się we mnie.
Zaczęła się wypytywać o moją rodzinę. 
- A ty? Dlaczego jesteś sam, co Wilk?
Przeważnie rzadko rozmawiam na takie tematy, ale żywej duszy nie widziałem od trzech miesięcy.
- Odszedłem od rodziny, przyjaciół znajomych. Nikt mnie nie rozumiał więc postanowiłem zniknąć.
- A Twoja mama? Tata? Pewnie się martwią.
- Nie wiem czy jeszcze żyją. Jestem tu dwanaście lat.
- Znalazłeś to czego szukałeś? Nie dawała za wygraną skubana.
- I tak i nie. Spokój którego szukałem przyszedł momentalnie, czasami jednak chciałbym żyć nieco bezpieczniej.
 
Ale ona już nie słuchała. Jej oddech zwolnił. Zasnęła na mym ramieniu jakbym jej opowiadał niesamowitą historię.
Naprawdę nie widziałem nic ciekawego w słuchaniu
o ucieczce z domu, na dodatek była przecież niesamowicie wyczerpana. Trzymając ją na rękach, jedną ręką robiłem jej prowizoryczne 
posłanie. Z plecaka wyjąłem swoją kurtkę na zmianę. Ułożyłem ją na niej. Tak słodko śpi. Zdjąłem z siebie kurtkę i okryłem ją
by nie zmarzła. Z oddali usłyszałem ryk mutantów z drugiej części miasta. Cokolwiek tam czycha, nie pozwolę jej skrzywdzić 
choćbym miał walczyć na gołe pięści. Po prostu nie pozwolę, traktuję tę niewinną istotkę jak moje dziecko. Szczęście w nieszczęściu.
To chyba najlepsze co mogło mi się trafić w tym życiu. Swoje już przegrałem, jej wciąż mogę uratować. Spróbuj jej zagrozić
a będziesz miał doczynienia ze mną. Jestem stalkerem i wyjdziemy z tego bagna choćby nie wiem co próbowało nam zagrozić.
 
 
 
 
 
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezły przeskok w historii - czegoś takiego się nie spodziewałem. Jestem ciekawy jak się potoczą losy bohatera-stalkera. Z typowych okruchów życia, przeszliśmy do postapo-horroru, no zobaczymy, co wymyślisz dalej ;]. Czekam z niecierpliwością na więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marcin ja Cię po prostu uwielbiam :3. To co tutaj tworzysz jest ... nie potrafię znaleźć słów. Jak to czytam targają mną takie emocje. Wstyd się przyznać prawię się popłakałam, ale raczej to normalne dla mnie ( uczuciowaWera) To mnie chyba najbardziej ruszyło i zaintrygowało jednocześnie.

 

"- Odszedłem od rodziny, przyjaciół znajomych. Nikt mnie nie rozumiał więc postanowiłem zniknąć.

- A Twoja mama? Tata? Pewnie się martwią.
- Nie wiem czy jeszcze żyją. Jestem tu dwanaście lat."
 
Mam nadzieję, że wyjaśnisz jak zdołało mu się ich opuścić.
Czekam na więcej i jeszcze raz to napisze : UWIELBIAM TO :love:
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Genialne...cudowne...

Wprowadzenie dialogów to świetne urozmaicenie, rozwinięcie i dzięki temu czytelnik również bardziej wczuwa się w opisywaną historię.

Poznajemy język ludzi, sposób ich mówienia, a co najważniejsze - to, o czym oni mówią.

Jest wiele pisarzy, którzy opisy i monologi piszą strasznie ciężko, a u Ciebie nawet bez tych dialogów to wszystko jest rewelacyjne. 

Z tekstu mogę wyciągnąć wiele fragmentów, które mogłabym zacytować. 

Co tu dużo pisać, mistrzu.. :wub:

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony zgadzasz się na Polityka prywatności