Skocz do zawartości

Rozdział Ósmy - Drzewa, wszędzie drzewa...


Mazowiecki Marcin

Rekomendowane odpowiedzi

- Muszę Ci coś pokazać zanim się stąd wydostaniemy. Czeka nas sporo drogi malutka.
- Co to takiego? zapytała
- Zobaczysz sama, takiego widoku się nie zapomina nigdy. 

I ruszyliśmy. Mijamy osiedla na krańcach miasta. Przygnębiający widok. Tysiące mieszkań i nikt nigdy do nich nie wróci. Na zawsze pozostaną opuszczone, aż do wyburzenia. I do tego drzewa. Te drzewa rosną po prostu wszędzie, rosną nawet w środku budynków! Jak to się rozrośnie wszystko to całe miasto runie w końcu, a tego przecież najbardziej bym nie chciał. Pozostanie tylko kamień na kamieniu. Nie chciałbym do tego dopuścić.  Niestety znów trzeba przejść przez szkołę. Na szczęście mamy dzień więc żadnego z zombie nie widać. Ogromny korytarz, leniwie padające światło sprawia, że to miejsce ma swój urok. Pootwierane okna, puste futryny, ze ścian schodzi farba złuszczając się nierównomiernie. Wchodzimy po schodach na drugie piętro ostrożnie patrząc pod nogi i w górę czy coś na nas nie spadnie, na szczęście jest bezpiecznie. Przemierzam korytarz pierwszego piętra, zaglądam do pomieszczenia po prawej, pustka z otwartym oknem i potłuczonym na ziemi szkłem. Nic ciekawego. Z lewej zaś strony wystające kabli ze skrzynki elektrycznej, nie wygląda to specjalnie niebezpiecznie. Ljubka wydaje się nie być zmęczona podróżą ani trochę. Wszystko ją ciekawi. Milczy.
Nie zadaje pytań. I całe szczęście, bo nie mam nastroju na rozmowę. Pozwalam jej się trochę rozejrzeć, ale nie za daleko. Sam zaglądam do sali gimnastycznej, najczęściej fotografowanej lokacji w Prypeci przez przygłupich turystów z ameryki. Śmiecą tylko, hałasują i płoszą zwierzynę. Na szczęście od momentu epidemii i alarmów z ukraińskiej granicy nie zapuszczają się samotnie z hotelu dalej niż na stare miasto i z powrotem. Drewniana podłoga praktycznie cała zeżarta, złuszczona farba na ścianach, pozostałości drabinek i dwa kosze do gry. Wychodzę. Nie mogę na to patrzeć. Zabieram małą za rękę i idę dalej opustoszałym korytarzem. Wszystkie okna pootwierane, na środku stoi biurko z podręcznikiem i zeszytami do matematyki. Nie chcę na to patrzeć. Nie mogę. Nie spodziewałem się jednak jednego. Gdy wszedłem do jednego z pomieszczeń, zastałem ogromną ilość masek przeciwgazowych na ziemi. Okropny widok. Z jednej strony mnie to przeraża a z drugiej fascynuje. Przemieszczamy się dość sprawnie, malutka nie narzeka, jest bardzo posłuszna i sprytna.
W końcu udało się nam wyjść na zewnątrz, niebo pochmurne, ale nie wygląda by zanosiło się na deszcz. Potrzebujemy jakiegoś zaopatrzenia, zapasy jedzenia szybko się kurczą a i wody nie wiele zostało, trzeba jak najszybciej się stąd zawijać do kryjówki. Ta położona jest około dwóch dni drogi stąd, mieści się na opuszczonej stacji w Janowie. Stamtąd wywodzi się moja frakcja Samotnicy, Stalkerzy. Jak zwał tak zwał. Najważniejsze jest to że trzymamy się razem. Jesteśmy jak rodzina.
Wolimy samotność i niezależność.

Musieliśmy się przenieść z Kordonu starymi opuszczonymi bunkrami aż do Janowa. Trwało to około tygodnia drogi. Całe szczęście, że mieliśmy ludzi którzy znali Zonę jak własną kieszeń, bo inaczej wszyscy byśmy zginęli tego pamiętnego dnia. Monolit.

Panowaliśmy nad barierą na terytorium magazynów wojskowych. Niespodziewanie pojawił się Monolit. Fanatyczna armia byłych żołnierzy wierzących w Spełniacz Życzeń, zwany Monolitem, który znajduje się w samym sercu Strefy, Elektrowni Atomowej w Czarnobylu. I oni w to wierzą. Ciekawostką jest fakt, że potrafią przebywać w pobliżu Elektrowni i nie otrzymują negatywnych skutków promieniowania radioaktywnego. No więc pewnego deszczowego poranka, gdy usłyszałem
z zewnątrz "Ty nie uchroniszsja ad slug Manalita" - Już wiedziałem że będzie niezła impreza. Strzały dużo strzałów, kule latały dosłownie wszędzie. Piekło na ziemi. Moje chłopaki padali jak muchy, z tego powodu że te sku****ny miały najlepsze wyposażenie, ciekawi mnie tylko skąd. Nie doceniliśmy ich, a dzień wcześniej przecież żartowaliśmy z tych przygłupów przy ognisku. No i właśnie te przygłupy wyrżnęły nad ranem praktycznie cały zwiad jaki mieliśmy. Gorzej chyba być nie może, wyrwałem się z zamyślenia gdy budynek się zatrząsł. Otóż jeden z nich przypierdolił z rpg 7 w nasz skład amunicji. Zbiórka! Zarządziłem i z tych czterdziestu ludzi których miałem zostało tylko piętnastu. Garstka ludzi z pełnego dobrze wyposażonego oddziału który został wzięty z zaskoczenia. Ku**a!
- Costa! Natychmiast zbierz ludzi do bunkrów. Wynosimy się stąd!
- A Ty?
- Zabiorę najpotrzebniejsze dokumenty i widzimy się w punkcie zbiórki. Weź C4 wysadzimy przejście,
to powinno dać nam trochę czasu na ucieczkę. No już! Co się tak ku**a gapisz? Ruszaj!
- Robi się! Za mną chłopaki raz raz raz!

Tymczasem ja ruszyłem po dokumenty. Mapa Zony - mam. Plany bunkrów - również. Stare zdjęcia też wezmę niech przypominają mi o tamtych czasach. Plany Laboratoriów, zapiski dla ekologów, opisy artefaktów, mutantów i anomali też mam. Dobra czas się stąd wynosić.
Jak najszybciej zbiegłem po schodach na dół i dołączyłem do chłopaków.
- Wszyscy są? Macie wyposażenie? Dokładnie sprawdzić stan amunicji, broni zapasów jedzenia i wody. Ruszamy w podziemia i dokładnie nie wiemy co nas tam czeka.
- Zrozumiano szefie, wszystko jest, możemy ruszać.
- Costa masz c4 o które prosiłem?
- Jasne
- To otwieramy przejście, ruszać się do środka.
Gdy moja drużyna znalazła się bezpiecznie w środku a plastik został podłożony, poczułem ulgę.
Ale prawdziwą poczuję jak się wydostaniemy z tego gówna.
- Wysadzaj na trzy Costa!
- Raz, dwa, trzy (cisza)
- Co tam się dzieje?! -  krzyczę przez pół korytarza
- Detonator się rozj**ał, Wilk co teraz?
- Ja pie****lę stary musi być inne wyjście! Czekaj mam! Pamiętam jak odwiedził mnie kiedyś Liebiediew, mówił że ma dla mnie prezent i że kiedyś może się przydać. I to był ten właśnie zapasowy detonator. Znajduje się na drugim piętrze, ukryłem go za obrazem znajdującym się w salonie.
- Ja pójdę! - zameldował Żwawy, ten chłopak zawsze chciał się wykazać więc teraz będzie miał ku temu okazję.
- Leć, tylko na jednej nodze i pamiętaj! Cały oddział liczy na Ciebie.
Mija minuta, dwie, pięć, dziesięć i gdy już myśleliśmy że misja zakończyła się niepowodzeniem a nasz kolega zginął, ten wbiega do nas zdyszany mówiąc że był pod ostrzałem, a Monolit jest już na parterze i zmierza ku nam.
- W sumie to nawet ich słychać. Costa pokombinuj z tym zapalnikiem.
- Robi się!
Cały Costa, specjalista od materiałów wybuchowych. Znamy się czternaście lat, jeszcze z Polski. Swój pseudonim zawdzięcza temu, że uwielbiał latynoskie dziewczyny a przeważnie wypoczywał na wybrzeżu Costa Brava w Hiszpanii. Poznaliśmy się w wojsku w 2002 i tak to leci do teraz. Razem wyruszyliśmy do Czarnobyla nie mając nic do stracenia.  Razem trenowaliśmy świeżaków którymi sami przecież kiedyś byliśmy, to były czasy gdy  jeszcze nie wiedzieliśmy co nas tu czeka. I  razem tu pozostaliśmy.
- Raz, dwa, trzy!
Siła wybuchu była tak duża że o mało nas nie zmiotło. Na szczęście wejście zostało zawalone i mogliśmy ruszać dalej.
- Dobra robota Costa!
- Sie wie, Wilk - Wyszczerzył zęby w uśmiechu Costa.
- A teraz słuchajcie uważnie, przemieszczamy się ostrożnie i sprawdzamy sektory. Osłaniamy kolegów i dbamy by nic nas nie zaszło od dupy strony w dalszej części drogi. Zrozumiano?
- Tak jest - chórem odpowiedzieli stalkerzy.
Całe szczęście że mieliśmy oświetlenie w tych bunkrach, droga nie powinna być specjalnie trudna.
- No w porę powiedziane, rychło w czas. Niech to szlag k***a!!! Te sk***le znaleźli pomieszczenie z generatorami i odcięli całą elektryczność. Ciemno tu jak w dupie u murzyna.
- Bardzo ku**a śmieszne Wilk, kupa śmiechu po prostu - powiedział Murzyn, ale cała drużyna już tam zwijała się ze śmiechu.
- Wybacz Murzyn, ale wk****em się. Niechcący.
- Jasne Jasne.
Murzyn, a właściwie Marek dołączył do nas w Kordonie, kiedy uratowaliśmy mu dupę przed wojskowymi,  a właściwie to Mazowiecki go uratował. Cud dla niego że Mazowiecki był wtedy na zwiadzie w Jantarze w poszukiwaniu zapisków z laboratorium X16, ale o nim później. Murzyn swoją ksywkę zawdzięcza niesamowicie ciemnej karnacji i wargom jak naleśniki. Ale mniejsza, dobry chłop z niego. Sprawdził się w wielu misjach na terytorium Zony i co najważniejsze jest uczciwy.
- Włączyć latarki i na przód!

 

...Wyruszyliśmy w drogę nie wiedząc co czeka, przemierzamy pustkowia tak złączeni w jedność,
walczymy o dobro, o godność człowieka, choć śmierć nas rozdzieli lub wroga bezwględność...

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekałem na dalsze losy Wilka :D

Podoba mi się ta horrorowo-komediowa otoczka, a z tym wojenno-przygodowym klimatem jeszcze bardziej mnie wciąga. Wiele książek nie czytałem, ale żadna z tych co dane mi było przeczytać, nie pobudza tak do kreatywnego myślenia jak to co tworzysz. Czytając wyobrażam sobie ten świat, trochę się czuję jakbym sam był bohaterem tych wydarzeń.

Twoja twórczość do mnie trafia i po prostu ją uwielbiam ;]

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Korzystając z tej strony zgadzasz się na Polityka prywatności