Mazowiecki Marcin
Bywalec-
Postów
417 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Ostatnia wygrana Mazowiecki Marcin w dniu 26 Sierpnia 2014
Użytkownicy przyznają Mazowiecki Marcin punkty reputacji!
O Mazowiecki Marcin
- Urodziny 28.07.1996
Informacje o Profilu
-
Nick
Mazowiecki Marcin
-
Płeć
Mężczyzna
Metody kontaktu
Ostatnie wizyty
4 108 wyświetleń profilu
Osiągnięcia Mazowiecki Marcin
-
Rias Gremory obserwuje zawartość Mazowiecki Marcin
-
Peter obserwuje zawartość Mazowiecki Marcin
-
Tagi tematu:[skarga] Nick osoby, ktora zawinila lub twoj. Inne nazwy tematow skarg beda zamykane bez sprawdzenia. Wzor skargi: 1.Twoj Nick: Mazowiecki Marcin 2.Kto zawinil? (Admin/Gracz): Admini 3.Nick admina/gracza ktory zawinil: Mefiuuu lub REBIO, MISTRZ 4.IP/SID oskarzanego*: Poszli z serwera wiec nie mam. 5.Data i godzina: 03 lipca 2016 godzina 21:28 6.Dowody (demko/screeny/swiadkowie): screeny 7.Opis sytuacji: No cóż, Mefiuuu uważa że jest wszechmocny i może banowac kiedy chce i za co chce. Zarzekał się że to nie on dał kicka, więc kick Rebia był niesłuszny. Celowo gram na innym nicku żeby zobaczyć jak reagujecie do innych ludzi. Wyszło wzorowo. Swoich kumpli nie potraficie zbanować. A i jeszcze jedno. Jeśli ktoś ma w nicku "Twoja Stara" to podlega to pod obraźliwy nick a wtedy trzeba kickować z napisem zmień nick. Nie ma pobłażania. Jak chcesz wprowadzić swój regulamin, to na własnym podwórku. Elo. *IP/SID oskarzonego otrzymujesz wpisujac w konsole amx_ip Skarga napisana bez wzoru zostanie odrzucona, a autor otrzyma warna. *Zeus - To niech zaczną. 1.2.5, 1.2.2 wyraźnie napisane. Doskonale wiem co to znaczy "xd" Dzisiaj na serwerze jeden z graczy napisał J*bać Cie Robio. Dostał bana z powodem "obraza admina" Nie ma takiego admina jak Robio. Powinien dostać za zwykłą obrazę. Chciałbym jeszcze dopisać "mistrz" że jakim cudem został zbanowany przez ciebie, AK98ZABIJAKA na tydzień za obrazę admina skoro w punkcie jest napisane. 7.6 Zabrania się ubliżaniu Administratorowi serwera [1 h > 3h > 1 dzień] żeby nie być gołosłownym Mefiuuu w AMX [OPUBLIKOWANO ZA ZGODĄ The_GanjaMan_PL] Opiekunowie weźcie się za ten serwer. I zamknijcie w końcu rekrutację lub zawyżcie wymagania. PS. Jak odbierasz mi flagi, to napisz dokładnie za co. Podaj screeny i różne dowody że coś zrobiłem nie tak. *Mistrz. Wiem. Ryj, to ma takie zwierzę jak świnia. Jesteś taki kulturalny przecież. Szkoda że zapomniałeś jak przeklinałeś na czacie admina y@@, Łyso ci? Co do śpiewu. Na życzenie. Zawsze pytałem czy to nie przeszkodzi. *Zeus 2 nie spamuj, używaj opcji edytuj. Właśnie o to tu chodzi że nie masz prawa dać perma choćby i obrażał Twojego psa. Tu są reguły których trzeba przestrzegać.
-
Recenzja filmu "Czarnobyl: reaktor strachu"
Mazowiecki Marcin odpowiedział(a) na Marina. temat w Horror
Film jest niesamowity dzisiaj oglądałem w pracy już chyba czwarty raz, mimo to nie odstraszy mnie żeby pojechać tam na jesień/zimę 2016. Polecam i zapraszam na wyprawę ;) -
1:0 dla Polski po golu Roberta Lewandowskiego. :guma:
-
Chciałbym zaproponować zlecenie być może dla grafików, lub kogoś kto potrafi takie rzeczy robić, a mianowicie ciekawym pomysłem, może być zmiana wyglądu /top15 czy /rankstats. Jakieś nowe kolory, nie wiem czy da się zmienić język statystyk żeby ładnie napisać coś typu: efektywność headshoty celność no i takie tam bajery wiecie o co mi chodzi mam nadzieję mniej więcej. Kivo Już to widzę jak stoją w trupie i się blokują, bo boją się o stratę życia. To samo anarchia. O mój Boże, wyobraziłem sobie gale.
-
-
https://www.youtube.com/watch?v=yLKF8QQKgvs
-
OD 2:06 DO 2:17
-
Część 1 ZONA/ Rozdział Pierwszy - Żegnam
Mazowiecki Marcin odpowiedział(a) na Mazowiecki Marcin temat w Archiwum
I weź tu dogódź kobiecie :D Ta opowieść ma trzymać za jaja od początku do końca! Kiedy siadasz do czytania tego ma Cię tam przenieść i ma wbić w fotel - ukazać realia polskiej rzeczywistości. To się dzieje! ;) -
Jak zapewne wiecie pierwsze osiem rozdziałów miało dać przedsmak tego co czeka Was w dalszych częściach tej hmm.. książki? Opowiadania? Dalsze losy będą już działy się praktycznie w strefie także biografię na jakiś czas kończę, ale wrócę do tego, obiecuję. Warszawa 19 czerwca 2002 Piękne słoneczne popołudnie, czego można chcieć więcej? Piwo w ręku i odpoczynek, który należał mi się od dawna, bo przecież ile można pracować i się przemęczać. Jednak od pewnego czasu to mój umysł się przemęcza, mianowicie myślami i pewnym planem, który może się udać. Ucieczka, stąd z tego miejsca w którym nie ma nic ciekawego prócz bólu i braku jakiegokolwiek zrozumienia. Od dawna planowałem coś takiego, ale wtedy miałem jeszcze coś do stracenia. Dziś nie mam nic, tymczasem powiadomię Costę, że nasz plan może się udać, a jego realizację zaczniemy już dziś. - Siemasz Stary, to jak gotów na przygodę? - Jasne! Od dawna na to czekałem kiedy się spotykamy? - W sumie możesz i teraz podbić, omówimy szczegóły a i piwo się dla ciebie znajdzie. - Będę za pół godziny, siemano. Czekam i czekam, myślałem że minęła cała wieczność gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. -No w końcu gdzieś Ty był stary? Zabłądziłeś? - Miałem pewne przygody z kanarami, te mendy nigdy nie odpuszczają więc postanowiłem z nimi pobiegać. - Jak zawsze świat pełen przygód, co? - No tak wyszło, to o czym chciałeś tak pilnie pogadać? - Słuchaj jest sprawa, wynosimy się stąd tam gdzie zawsze chciałeś pojechać z tym że ja tam zostaję na zawsze. - Pier****sz! - Mówię prawdę, jeszcze nie wiem co mnie tam spotka ale nie chcę tracić swojego życia na czymś nudnym. A w ogóle to czytałem kiedyś mądre myśli w internecie i tam było "nie rób nic wbrew sobie" Paulo Coelho czy jakoś tak. - Jeden c**j, kiedy ruszamy? - Jak najszybciej. Wszystko praktycznie przygotowałem, masz dwa dni na ogarnięcie tutejszych spraw, pożegnanie się z kim chcesz, bo ja to nie mam z kim się pożegnać. - A matka? Ojciec? - No dobra, wyślę list, oki? Pasi? - Dobra gicior, to ja lecę się pożegnam z psem chociaż... zabawię się też trochę bo czuję po kościach że przygoda życia mnie czeka. - Tylko nie wydaj wszystko na wódę i dziw*i, za coś trzeba będzie wojskowych przekupić. - Taaak taak, Ty tu rządzisz bla bla bla i w ogóle - Bo Ci je**ne Costa, hahah - Jak zawsze młody gniewny, siemano. - Życie mnie zmusiło, wiesz jak jest hah.. Narka No i Costa polazł, a ja zostałem sam, z resztą jak zawsze. Zaraz, zaraz w sumie nie taki sam. Mam lodówkę, a w lodówce? Browary! Moje kochane jedyne Perełki. Kiedyś zęby mi wypadną od otwierania tym stylem, no ale cóż. Pstryk! I jest! Dymek jeszcze się unosi, znaczy się że dobrze schłodzone. Nie ma nic lepszego niż piwo na popołudniowy upał. Hmm.. Co by tu do piwa... Paluszki? Nie. To może orzeszki? Ni hu hu, odpada. I wtedy moim niewegańskim oczom ukazuje się przepiękny widok. Patelnia, a na niej karkóweczka, którą usmażyłem jeszcze przed przybyciem Costy. Boże, oto moja skromna modlitwa: Dziękuję Ci panie że jestem normalnym facetem, nie jestem waperem, weganem, crossfitem, czy innym pedałem. Amen. No! Teraz można jeść! Z uśmiechem łapię za nóż i widelec. Nigdy nie lubiłem jeść bez czytania, czy bez telewizji. Dobra przejrzyjmy co w tym pier***iku. Hmm tu imigranci, tu znowu pie***nie w sejmie, ten oszukał tego ten tamtego. Zmiana kanału, bo oczy krwawią. O proszę kanał o modzie, co tutaj ciekawego jest? Nic, same pedały. Ehh zmieniam bo nie wytrzymię normalnie. O! Proszę bardzo Wojciech Cejrowski, Boso przez Świat. No! Jedyny słuszny kanał w telewizji. I dowiedzieć się czegoś można i komediowo trochę jest. Można poznać inną kulturę, egzotyczne zwyczaje i potrawy. Po prostu zaje***cie. Karkówka zjedzona browary opróżnione. Sprawdzę co w necie. Pyk i jestem na Facebooku. Tak to moje ostatnie dni na fejsie przygłupy. Dalej wrzucajcie słitaśne fotki i zdjęcia na których jedyną atrakcją jak dla was w Warszawie jest Starówka. Raz dwa trzy cztery pięć sześć siedem osiem dziewięć dziesięć. Git. Jestem spokojny, przynajmniej tyle wyniosłem z lekcji matematyki, na których rysowałem albo ławkę, albo ostatnie kartki zeszytu. Zdarzało się nawet czytać książki, ale to gangstera na 100% bo na pierwszej ławce, a ludzie się chwalą że "ku*wa" na lekcji powiedzą. No cóż nie ma tych ludzi na czacie co bym chciał, a siedział na tym necie nie będę, nie jestem jakimś no lifem. Przebieram się i ruszam w balet. Telefon do Żwawego ustawka dograna, ekipa czeka. A i Coste się weźmie. Wykręcam numer, a tu jakaś świętoje*liwa muzyczka na czekanie. Co ja dzwonię do lidera zespołu disco polo czy do kogo? -Halo Costa, dawaj lecimy w melo inferno dzisiaj. - Co kto dzwoni? - Naje**eś się już? Dwudziesta druga dopiero w miasto lecimy. - Aaa sory, to Ty Wilk? Rzeczywiście w kontaktach napisane że Wilk, to chyba to Ty dzwonisz. - A kto ku*wa ma dzwonić, święty turecki? W mózgu Ci się poprzestawiało od tych gier? - No tak wybacz, to gdzie się ustawiamy? - Chłopaki czekają na Wileniaku, bądź za pół godziny tam, bo urwę Ci głowę. - Ma się rozumieć. Ile floty wziąć? - Z pięć dych Ci wystarczy. Skoczymy na jakiegoś chińczyka i przy okazji uchlejemy się równo. - Aleee ja juuuż troooche wyyy.. wyyy.. - Wy co? - Wypiłem - No i? - W sumie nic, od przybytku głooowa nie boli. - Słuchaj czekam na Ciebie w umówionym miejscu, zwijaj dupe. Nara - Narazicho Czasami się zastanawiam czy Costa jest taki głupi czy tylko udaje. No i jeszcze cieszy te jape nie wiadomo czego, jak głupi do sera. Zawsze mi przychodzi się otaczać wśród debili, jak jakiś ku*wa guru czy coś. Tak to jest jak zamiast w inteligencje w dzieciństwie pakowałem w charyzmę <śmiech>. Biorę kluczyki od fury, "Nigdy nie jeżdże po pijanemu" bla bla bla. Chociaż.. Na ch*j mi auto przecież wszyscy się nie pomieszczą. Z drugiej strony.. Męka bo tiry jeżdżą przez miasto więc zakorkowane całe. Na dodatek ludzie śmierdzą, nie chce mi się kupować biletu a napis pojazd klimatyzowany nie otwierać okien można sobie w dupe wsadzić. A najlepiej kierowcy. Pieprzyć to jadę samochodem. Trochę mi się chwieją nogi jak schodzę po schodach ale tam nie patrzę na to. - Dobry wieczór panu pan to zaimprezował chyba dzisiaj! No ku*wa wiedziałem że trafię na tego fałszywego rudzielca, co kłamie nawet gdy mówi dzień dobry. Jeszcze rejestracje spisze mi pewnie i zadzwoni na psy że wsiadłem w stanie nieważkości. - Dobry wie.. A co mi tam - A spier*alaj! Ch*j Cie to obchodzi czy imprezuję czy nie. Pilnuj swojej dupy, bo Ci zaje*ie. Zamknął mordę i poszedł dalej. Cudownie! Nie wiedziałem że sprawy można załatwiać w tak elokwentny sposób. I życie staje się piękniejsze od razu. A niech sobie tam dzwoni na te psiarskie, za dwa dni to ja znikam na zawsze, szukajcie igły w stogu siana i w ogóle. Siadam, cóż za wygodny fotel. Odpalam radio Volume na 100% a co mi tam wieś tańczy wieś śpiewa? Po prostu zawsze chciałem jeździć z muzyką w furze a dziś nastał ten dzień. Więc z głośników leci jakiś tam stary klasyk a dokładniej , coś tam coś tam "love love, arn du tła i w ogóle". Odpalam, światła są, pasy nie zapięte, a po co mi. Wsteczny i ogień! Okej, wycofałem jakoś, świat wiruje i w ogóle ale co tam. Sprzęgło, jedynka ogień. Zmiana do dwójki, 20, 40, TRÓJKA! Mijam co raz szybciej otaczające mnie pojazdy, manewruję między nimi jak cyganie za piątakiem. Pustka, wrzucam czwórkę i płynę. 100, 120. Gdzie te ku*wa tiry są? A no tak zapomniałem że noc jest. Szybki i wściekły. Dojechałeś do celu. Hehe fajnie jak kiedyś opatentują coś takiego że pokaże Ci trasę mówiąc jak masz jechać. Znając życie, Polacy to opatentują ale sprzedadzą na Zachód za grosze i tak to będzie. Na razie mamy 2002 i jesteśmy w ciemnej dupie. Wysiadam z fury witam się z ekipą i idziemy coś zjeść. Padło na chińczyka na Ząbkowskiej. Dziwny widok wchodzi dwunastu ludzi i siadają przy jednym stoliku. A tylko by spróbował ktoś szurnąć. Kosa wystawała chyba każdemu ze spodni. Jednak musiałem poruszyć ważny temat. - Słuchajcie chłopaki. Pojutrze z samego rana opuszczam Polskę razem z Costą, gdyż nic nas tutaj nie trzyma a i przygód jesteśmy spragnieni. Zamierzamy ruszyć do Czarnobylskiej Strefy i tam pozostać. Podobno na artefaktach można nieźle zarobić sprzedając je na czarnym rynku. Niektóre są warte, nawet do 10 000 PLN za jeden. Co prawda łatwo można zginąć przy zbieraniu takowego, ale nie ma pieniędzy bez ryzyka. No więc chciałem się dopytać czy są jacyś chętni żeby do nas dołączyć. Ku mojemu zdziwieniu rękę podnieśli wszyscy a to oznacza że wyjazd zapowiada się ciekawie. - Podobno jest tam niebezpiecznie, zaczął Żwawy. - No jest, ale taka kasa piechotą nie chodzi. Słuchaj nikt nie zmusza, to czysta propozycja. - W sumie ja również nie mam nic do stracenia, zaryzykuję. - O to chodzi! Jakieś pytania? - Ja mam jedno! Odezwał się Rias. Jak tam się dostaniemy? - Spokojnie, wszystko jest zaplanowane. Wystarczy skrzynka wódki dla strażników i po kłopocie, czasy chyba się nie zmieniają co nie? Jednak Rias nie był przekonany moim tokiem myślenia - Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, technologia idzie naprzód, a więc i codzienność się zmienia. - Rias, zaufaj mi. Za takie pieniądze śmiało możesz polecieć do Japonii i z powrotem na dwa miesiące albo i więcej. Obłowimy się po uszy i jeszcze zostanie dla naszych wnuków. - Z tą Japonią to mnie przekonałeś. Wchodzę w to. - A Twój brat również pojedzie? - Tak, wezmę go ze sobą. Skład ekipy zapowiadał się interesująco: Rias i Shinozaki, nikt tak nie władał nożem jak oni. Jeszcze nikt kto stanął im na drodze nie wyszedł z tego cało. Przeważnie ciała poległych są odnajdywane zmasakrowane od cięć, plotka głosi że naoczny świadek widział jak jeden z nich trafił przeciwnika shurikenem w głowę z dwudziestu metrów! Jedno jest pewne, ogromym błędem było by zlekceważenie jednego z nich nie mówiąc już o obu. Żwawy - jeżeli potrzebowałeś człowieka który potrafi gromadzić informacje to jest to najlepszy informator jakiegokolwiek widziałem. Szpiegowanie i podsłuchiwanie to jego atuty. Cień - Człowiek który potrafi stopić się z otoczeniem i poruszać bezszelestnie. Nie wspominając o języku rosyjskim którym posługuje się znakomicie. Strach - To doświadczony przemytnik, jego pomoc będzie nieoceniona. Oleg Gusarow - Przeważnie nie przemieszcza się w grupie, ale tym razem zechce nam pomóc i dołączyć do wyprawy. Będzie pomagał jako zwiadowca. Fanatyk - Stanowczy surowy i bezwzględny. Typowy twardziel, potrzeba nam takiego. Świetnie włada strzelbą którą robi sito z każdego celu. Mruk - Cichy i niepozorny, ale nie wolno go lekceważyć. Zabiłby Cię na tysiąc sposobów. Były członek frakcji Wolność. Mazowiecki - Małolat, ale ustrzeli muchę z 300 metrów. Mam pewne obawy czy go zabrać ze sobą, jednak i on także twierdzi że nie ma już nic do stracenia. Przyda nam się na pewno. Leszy - odszedł razem z Mrukiem z Wolności ponieważ nie spodobały mu się rządy ich dowódcy. Idealista, pragnący powrotu do Zony, a ja mu to zapewnię. No i Costa, mój najlepszy przyjaciel. Specjalista od materiałów wybuchowych, żartowniś i alkoholik. W sumie to każdy z nas taki jest. Ale jest nam dobrze. To nasz skład. Wyruszamy do Zony. - Kulciak w ciecie pięć laźi, tśi chupiące i tśi zupy - Krzyczy chińczyk. I tak jedliśmy, obgadywaliśmy plany wyjazdu i piliśmy. Do białego rana. Nie wiem jak wróciłem do domu, ale najważniejsze że się udało. Czeka nas długa wyprawa i do samego końca nie wiem czy była to dobra decyzja. A teraz idę spać. I prześpię kolejny dzień. Czeka nas podróż. Nie wiem czy wrócimy. Nieistotne. Ważne że mam swoich ludzi kiedy na łeb spadnie lipa. I tego się trzymajmy. Dobranoc.
-
Nick: Mazowiecki Marcin Powod: Dwa dni spędzone na pracy Czas nieobecnosci: 22, 23 czerwca Cos od siebie: Będę już w piątek.
-
Czym należy odebrać poród ciężarnej muzułmanki ? - - - - Widłami
-
- Muszę Ci coś pokazać zanim się stąd wydostaniemy. Czeka nas sporo drogi malutka. - Co to takiego? zapytała - Zobaczysz sama, takiego widoku się nie zapomina nigdy. I ruszyliśmy. Mijamy osiedla na krańcach miasta. Przygnębiający widok. Tysiące mieszkań i nikt nigdy do nich nie wróci. Na zawsze pozostaną opuszczone, aż do wyburzenia. I do tego drzewa. Te drzewa rosną po prostu wszędzie, rosną nawet w środku budynków! Jak to się rozrośnie wszystko to całe miasto runie w końcu, a tego przecież najbardziej bym nie chciał. Pozostanie tylko kamień na kamieniu. Nie chciałbym do tego dopuścić. Niestety znów trzeba przejść przez szkołę. Na szczęście mamy dzień więc żadnego z zombie nie widać. Ogromny korytarz, leniwie padające światło sprawia, że to miejsce ma swój urok. Pootwierane okna, puste futryny, ze ścian schodzi farba złuszczając się nierównomiernie. Wchodzimy po schodach na drugie piętro ostrożnie patrząc pod nogi i w górę czy coś na nas nie spadnie, na szczęście jest bezpiecznie. Przemierzam korytarz pierwszego piętra, zaglądam do pomieszczenia po prawej, pustka z otwartym oknem i potłuczonym na ziemi szkłem. Nic ciekawego. Z lewej zaś strony wystające kabli ze skrzynki elektrycznej, nie wygląda to specjalnie niebezpiecznie. Ljubka wydaje się nie być zmęczona podróżą ani trochę. Wszystko ją ciekawi. Milczy. Nie zadaje pytań. I całe szczęście, bo nie mam nastroju na rozmowę. Pozwalam jej się trochę rozejrzeć, ale nie za daleko. Sam zaglądam do sali gimnastycznej, najczęściej fotografowanej lokacji w Prypeci przez przygłupich turystów z ameryki. Śmiecą tylko, hałasują i płoszą zwierzynę. Na szczęście od momentu epidemii i alarmów z ukraińskiej granicy nie zapuszczają się samotnie z hotelu dalej niż na stare miasto i z powrotem. Drewniana podłoga praktycznie cała zeżarta, złuszczona farba na ścianach, pozostałości drabinek i dwa kosze do gry. Wychodzę. Nie mogę na to patrzeć. Zabieram małą za rękę i idę dalej opustoszałym korytarzem. Wszystkie okna pootwierane, na środku stoi biurko z podręcznikiem i zeszytami do matematyki. Nie chcę na to patrzeć. Nie mogę. Nie spodziewałem się jednak jednego. Gdy wszedłem do jednego z pomieszczeń, zastałem ogromną ilość masek przeciwgazowych na ziemi. Okropny widok. Z jednej strony mnie to przeraża a z drugiej fascynuje. Przemieszczamy się dość sprawnie, malutka nie narzeka, jest bardzo posłuszna i sprytna. W końcu udało się nam wyjść na zewnątrz, niebo pochmurne, ale nie wygląda by zanosiło się na deszcz. Potrzebujemy jakiegoś zaopatrzenia, zapasy jedzenia szybko się kurczą a i wody nie wiele zostało, trzeba jak najszybciej się stąd zawijać do kryjówki. Ta położona jest około dwóch dni drogi stąd, mieści się na opuszczonej stacji w Janowie. Stamtąd wywodzi się moja frakcja Samotnicy, Stalkerzy. Jak zwał tak zwał. Najważniejsze jest to że trzymamy się razem. Jesteśmy jak rodzina. Wolimy samotność i niezależność. Musieliśmy się przenieść z Kordonu starymi opuszczonymi bunkrami aż do Janowa. Trwało to około tygodnia drogi. Całe szczęście, że mieliśmy ludzi którzy znali Zonę jak własną kieszeń, bo inaczej wszyscy byśmy zginęli tego pamiętnego dnia. Monolit. Panowaliśmy nad barierą na terytorium magazynów wojskowych. Niespodziewanie pojawił się Monolit. Fanatyczna armia byłych żołnierzy wierzących w Spełniacz Życzeń, zwany Monolitem, który znajduje się w samym sercu Strefy, Elektrowni Atomowej w Czarnobylu. I oni w to wierzą. Ciekawostką jest fakt, że potrafią przebywać w pobliżu Elektrowni i nie otrzymują negatywnych skutków promieniowania radioaktywnego. No więc pewnego deszczowego poranka, gdy usłyszałem z zewnątrz "Ty nie uchroniszsja ad slug Manalita" - Już wiedziałem że będzie niezła impreza. Strzały dużo strzałów, kule latały dosłownie wszędzie. Piekło na ziemi. Moje chłopaki padali jak muchy, z tego powodu że te sku****ny miały najlepsze wyposażenie, ciekawi mnie tylko skąd. Nie doceniliśmy ich, a dzień wcześniej przecież żartowaliśmy z tych przygłupów przy ognisku. No i właśnie te przygłupy wyrżnęły nad ranem praktycznie cały zwiad jaki mieliśmy. Gorzej chyba być nie może, wyrwałem się z zamyślenia gdy budynek się zatrząsł. Otóż jeden z nich przypierdolił z rpg 7 w nasz skład amunicji. Zbiórka! Zarządziłem i z tych czterdziestu ludzi których miałem zostało tylko piętnastu. Garstka ludzi z pełnego dobrze wyposażonego oddziału który został wzięty z zaskoczenia. Ku**a! - Costa! Natychmiast zbierz ludzi do bunkrów. Wynosimy się stąd! - A Ty? - Zabiorę najpotrzebniejsze dokumenty i widzimy się w punkcie zbiórki. Weź C4 wysadzimy przejście, to powinno dać nam trochę czasu na ucieczkę. No już! Co się tak ku**a gapisz? Ruszaj! - Robi się! Za mną chłopaki raz raz raz! Tymczasem ja ruszyłem po dokumenty. Mapa Zony - mam. Plany bunkrów - również. Stare zdjęcia też wezmę niech przypominają mi o tamtych czasach. Plany Laboratoriów, zapiski dla ekologów, opisy artefaktów, mutantów i anomali też mam. Dobra czas się stąd wynosić. Jak najszybciej zbiegłem po schodach na dół i dołączyłem do chłopaków. - Wszyscy są? Macie wyposażenie? Dokładnie sprawdzić stan amunicji, broni zapasów jedzenia i wody. Ruszamy w podziemia i dokładnie nie wiemy co nas tam czeka. - Zrozumiano szefie, wszystko jest, możemy ruszać. - Costa masz c4 o które prosiłem? - Jasne - To otwieramy przejście, ruszać się do środka. Gdy moja drużyna znalazła się bezpiecznie w środku a plastik został podłożony, poczułem ulgę. Ale prawdziwą poczuję jak się wydostaniemy z tego gówna. - Wysadzaj na trzy Costa! - Raz, dwa, trzy (cisza) - Co tam się dzieje?! - krzyczę przez pół korytarza - Detonator się rozj**ał, Wilk co teraz? - Ja pie****lę stary musi być inne wyjście! Czekaj mam! Pamiętam jak odwiedził mnie kiedyś Liebiediew, mówił że ma dla mnie prezent i że kiedyś może się przydać. I to był ten właśnie zapasowy detonator. Znajduje się na drugim piętrze, ukryłem go za obrazem znajdującym się w salonie. - Ja pójdę! - zameldował Żwawy, ten chłopak zawsze chciał się wykazać więc teraz będzie miał ku temu okazję. - Leć, tylko na jednej nodze i pamiętaj! Cały oddział liczy na Ciebie. Mija minuta, dwie, pięć, dziesięć i gdy już myśleliśmy że misja zakończyła się niepowodzeniem a nasz kolega zginął, ten wbiega do nas zdyszany mówiąc że był pod ostrzałem, a Monolit jest już na parterze i zmierza ku nam. - W sumie to nawet ich słychać. Costa pokombinuj z tym zapalnikiem. - Robi się! Cały Costa, specjalista od materiałów wybuchowych. Znamy się czternaście lat, jeszcze z Polski. Swój pseudonim zawdzięcza temu, że uwielbiał latynoskie dziewczyny a przeważnie wypoczywał na wybrzeżu Costa Brava w Hiszpanii. Poznaliśmy się w wojsku w 2002 i tak to leci do teraz. Razem wyruszyliśmy do Czarnobyla nie mając nic do stracenia. Razem trenowaliśmy świeżaków którymi sami przecież kiedyś byliśmy, to były czasy gdy jeszcze nie wiedzieliśmy co nas tu czeka. I razem tu pozostaliśmy. - Raz, dwa, trzy! Siła wybuchu była tak duża że o mało nas nie zmiotło. Na szczęście wejście zostało zawalone i mogliśmy ruszać dalej. - Dobra robota Costa! - Sie wie, Wilk - Wyszczerzył zęby w uśmiechu Costa. - A teraz słuchajcie uważnie, przemieszczamy się ostrożnie i sprawdzamy sektory. Osłaniamy kolegów i dbamy by nic nas nie zaszło od dupy strony w dalszej części drogi. Zrozumiano? - Tak jest - chórem odpowiedzieli stalkerzy. Całe szczęście że mieliśmy oświetlenie w tych bunkrach, droga nie powinna być specjalnie trudna. - No w porę powiedziane, rychło w czas. Niech to szlag k***a!!! Te sk***le znaleźli pomieszczenie z generatorami i odcięli całą elektryczność. Ciemno tu jak w dupie u murzyna. - Bardzo ku**a śmieszne Wilk, kupa śmiechu po prostu - powiedział Murzyn, ale cała drużyna już tam zwijała się ze śmiechu. - Wybacz Murzyn, ale wk****em się. Niechcący. - Jasne Jasne. Murzyn, a właściwie Marek dołączył do nas w Kordonie, kiedy uratowaliśmy mu dupę przed wojskowymi, a właściwie to Mazowiecki go uratował. Cud dla niego że Mazowiecki był wtedy na zwiadzie w Jantarze w poszukiwaniu zapisków z laboratorium X16, ale o nim później. Murzyn swoją ksywkę zawdzięcza niesamowicie ciemnej karnacji i wargom jak naleśniki. Ale mniejsza, dobry chłop z niego. Sprawdził się w wielu misjach na terytorium Zony i co najważniejsze jest uczciwy. - Włączyć latarki i na przód! ...Wyruszyliśmy w drogę nie wiedząc co czeka, przemierzamy pustkowia tak złączeni w jedność, walczymy o dobro, o godność człowieka, choć śmierć nas rozdzieli lub wroga bezwględność...