Więc może i ja dorzucę coś od siebie, jako swojego czasu osoba też uzależniona. Jakie to uzależnienie, może zostawię dla siebie, bo nie jest to terapia, tylko luźna rozmowa na ten tema ; swojej historii też całkowicie nie będę opisywać.
1.) Nigdy nie docierało do mnie to, że przeginam. Śmiałem się z ludzi, którzy mówili mi, że jestem uzależniony. Nie dopuszczałem takiej myśli do siebie, wydawało mi się, że nad wszystkim panuję. Zaproponowano mi zamknięty ośrodek odwykowy, ale jaka była moja pierwsza reakcja? Totalna kpina. Osoba uzależniona od czegokolwiek raczej nie zdaje sobie sprawy z tego w czym tak naprawdę tkwi, a przynajmniej nie chce w to wierzyć, że tak jest...W związku z tym domniemam, że większość osób nie poszłoby na taką terapię, tym bardziej dobrowolnie ; jeśli by zostały zmuszone przez osoby trzecie, terapia by została "odbębniona" i w większości przypadków powrót do starych przyzwyczajeń. Dziś, jako osoba w pełni "zdrowa" mogę śmiało powiedzieć, że żałuję tego, że się na to nie zdecydowałem - poszłoby mi zdecydowanie szybciej, tak myślę.
2.) Da się, z każdego uzależnienia da się wyjść samemu. Trzeba tylko tego najpierw bardzo chcieć i zacząć sobie zdawać sprawę z tego w czym się siedzi. Żeby mi było łatwiej Wam wytłumaczyć co mam na myśli , zobrazuję to na swoim przykładzie. Ja dopóki miałem "wszystko" to robiłem to co robiłem na POTĘGĘ, serio. W pewnym momencie nie miałem już nic. Wszyscy się ode mnie odwrócili, przyrodnie siostry, babcia, a przede wszystkim rodzice. Zostałem totalnie odcięty od gotówki, nawet w szczytowym okresie mojego uzależnienia - nie miałem dachu nad głową. I wiecie co ? Chyba właśnie to mnie zmotywowało do tego, żeby w końcu się ogarnąć. Siedziałem na różnych melinach z jedną myślą w głowie "Co ja zrobiłem". Zacząłem być przerażony tą sytuacją. Przez wiele miesięcy próbowałem skontaktować się z moim tatą, ale wcześniej z reguły dzwoniłem tylko o pieniądze, albo opowiadałem mu różne bzdury przez telefon, dlatego przestał ode mnie w końcu odbierać i odciął się całkowicie.. Jak zdałem sobie sprawę z tego, że już nie mam kompletnie nic, a wykształcenie gimnazjalne to chciałem ratować sam siebie, tylko do kogo się zgłosić, skoro nikogo nie ma już dla mnie? Zupełnie przypadkiem natrafiłem na swoją siostrę, która zdecydowała się zamienić ze mną 2 zdania. Powiedziałem jej , że chcę wrócić do domu i zacząć żyć jak dawniej. Udostępniła mi miejsce u siebie, na drugi dzień rano, przyjechał mój ojciec (270 km w jedną stronę.) Tak się skończyła moja przygoda z uzależnieniem, finał Od tamtej pory - to tylko wspomnienia oraz wiele felerów, bo sporo zdrowia na tym straciłem. Na tą chwilę kończę studia, drugi kierunek, mam super pracę i własne mieszkanie, bez kredytów itp. Także może i dobrze, że tak się stało? Przynajmniej wiele się nauczyłem.
Co do 3 punktu @-_-, to odpowiedź też jest wyżej, więc nie będę powtarzać tego samego..
Co do tego.. Idziesz do psychologa, a ten się pyta czemu robisz to i to , ty mu opowiadasz, rozmawia z Tobą o Twoich problemach. Jeśli chodzi o psychoterapie to jest podobnie, ale dorzuca Ci receptę na metadon. Także to też nie jest takie wszystko proste ; specjalista nie pomoże Ci od zaraz, to trwa długo, czasem latami; a odczucie na własnej skórze wszystkiego i w pewien sposób zrozumienie swojej pozycji znacznie to przyśpiesza