Dzisiaj już nie pierwszy raz byłem czynnym uczestnikiem podczas reanimacji innego człowieka. Może nie trwało to jakoś długo, ale wystarczy mi sam fakt na przemyślenia.
Potrafilibyście to zrobić? Jakie mielibyście poczucie, że robicie to na kimś kogo możecie uratować, nie na fantomie?
Osobiście posiadam kurs sanitariusza, więc wiem co mam robić w kilku awaryjnych wypadkach, ale moment kiedy podbiegłem do pana w okolicach 40, który właśnie zasłabł obok szkoły, wydawał mi się nie co o tyle dziwny, lecz szlachetny. Mam poczucie, że zrobiłem dobrze pomagając mu. Wiele osób spod samej szkoły śmiało się, że ktoś pomaga jakiemuś alkoholikowi bądź ćpunowi. Co z tego? Też człowiek, pewnie miał swoje problemy, ale zasługuje na to, żeby żyć. Na szczęście znalazł się ktoś kto pomógł mi i zadzwonił po karetkę i zmieniał się ze mną przez te 10 minut podczas resuscytacji, a reszta? 10 osób stało sobie obok i nie dowierzało temu co widzą, inni przechodzili obok i mieli to gdzieś. Mam 17 lat, jestem młody, i wielu osobom może wydawać się to dziwne, że stać mnie na to aby podjąć się takiej rzeczy, lecz tak stało się dzisiaj i w moim przypadku nie był to pierwszy raz. Kiedyś uczestniczyłem w wypadku samochodowym gdzie też doszło do tego, że pomagałem w resuscytacji. Głupota ludzka i ograniczenie się do swojej strefy prywatnej przekracza wszelkie granice, nie jest tak łatwo się temu podjąć i bardzo mocno szanuje różnych ratowników za to, że posiadają tak mocną psychikę.
Taka tam moja opowieść bądź historia, może przeczytasz, pomyślisz bądź wyśmiejesz, ale zapamiętaj, że jak sam znalazłbyś się w takiej sytuacji, to na pewno chciałbyś by ktoś ci pomógł.